Te zdjęcia zrobiłem jakiś czas temu, ale myślę, że teraz jest właśnie dobry czas, by je opublikować.
Są to ikony Jerzego Nowosielskiego w krakowskiej cerkwi przy ulicy Szpitalnej. Nowosielski był wyznania prawosławnego i w sposób naturalny malował ikony. Ciekawe, że podobno miał trudności z tym, by były one traktowane jak ikony w samej cerkwi. Mówiono mi tam (właśnie w krakowskiej cerkwi), że malowanie ikony powinno być modlitwą, powinno się je malować zaczynając od oczu, ikona ma na widza patrzeć, a tymczasem w ikonach Nowosielskiego oczu prawie nie widać. No ale stał się sławny i w końcu niektóre jego ikony tam powieszono.
Tak przy okazji wyjawię, co sądzę na temat wzajemnych relacji polsko-ukraińskich. Ostatnimi czasy jest moda na przedstawianie tej relacji jako wrogiej, jako czegoś w rodzaju kolonizacji Ukrainy przez Polaków. Jest to, jak sądzę, typowo polskie małpowanie tego o czym się dyskutuje na Zachodzie: skoro Francja bije się w piersi z powodu kolonizacji Algierii, to Polacy też muszą sobie jakąś Algierię znaleźć. Tymczasem Ukraina to wcale nie polska Algieria, Polacy nigdy tego kraju nie podbijali, w wyniku procesu historycznego został on przyłączony do Rzeczypospolitej i jego mieszkańcy byli jej pełnoprawnymi obywatelami. Ukraina miała swoją szlachtę, która przyjmowała zwyczaje i język, a często także religię szlachty polskiej. Nawet jeden z polskich królów pochodził z Ukrainy, podobnie jak jeden z czołowych polskich bohaterów narodowych nazwiskiem (zdecydowanie ukraińskim) Kościuszko.
Ukraina miała też swoich kozaków, z których najbardziej znanym jest utalentowany dowódca, ale głupi polityk, który doprowadził do rozbioru swojego kraju i tak naprawdę nie rozumiem dlaczego jest do dziś czczony jak bohater narodowy. Tak czy owak dziś w Polsce ukraińskie nazwiska, takie jak Tokarczuk czy Hołownia, nikogo nie dziwią ani trochę bardziej niż Kościuszko. No i nie dziwi tak naprawdę Nowosielski, który malował ikony dla swojego kościoła.
Credit Włodek Fenrych