Serwisy społecznościowe w Polsce
Prawda jest pojęciem aksjologicznym nie towarem z negocjowalną ceną rynkową

Skrywanym konflikt o charakterze transcendentalnym

Wykrzyknik

 

Na początku wyjaśnienie: zainteresowanie zapowiadanym wpisem przerosło moje oczekiwania i ręczne wprowadzenie ustawień ponad trzystu nazwisk (mnóstwo osób zgłosiło się na privie) zajęłoby mi wiele cennych kwadransów. Stąd podjąłem decyzję o publicznym dostępie do tej notki. Osobom o słabych nerwach bądź cierpiącym na modernistyczną zarazę nie polecam tej lektury. Tych, którzy zdecydują się z nim zmierzyć, przepraszam za ewentualną niezborność tekstu. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że pisałem go późną nocą. Zapraszam do dyskusji.
 
Nie jestem teologiem, lecz facetem, który już od prawie czterech dekad uważnie przygląda się chazarskiej obecności na ziemiach polskich. Ta obserwacja jest przedmiotowo mocno zdywersyfikowana, choć jako katolikowi świadomemu tego, że żydowski zamach na Kościół przynosi duszom ludzkim niepowetowane szkody, na nim właśnie skupiam gros swojej uwagi. Przez bardzo długi czas nie udawało mi się połączyć mrowia wątków podmywających eklezjalny fundament. Dopiero stosunkowo niedawno znalazłem dla nich wspólny mianownik. Tym zwornikiem okazał się x. Władysław Korniłowicz, założyciel stowarzyszenia księży charystów, będącego rozsadnikiem demoralizujących prądów modernistycznych. To ten człowiek - wynoszony dziś na ołtarze - wspierany potęgą międzynarodowego wolnomularstwa był szafarzem wielu kościelnych karier. To on dokonał zawłaszczenia i transformacji szlachetnej idei Lasek, to on modelowo przygotował grunt do przechwycenia władzy i zdominowania kolejnych Kościołów partykularnych w Polsce przez sekretnie działającą strukturę o charakterze mafijnym. To właśnie z Lasek, niczym z Puszki Pandory, wyłaziły i wciąż wyłażą knowania wrogie Polsce i Kościołowi katolickiemu, to stamtąd w świat wyruszały całe tabuny chazarskich aktywistów, obejmujących swoim zaangażowaniem wszystkie obszary życia publicznego: politykę, religię, kulturę, itd. To oni są w dużej mierze odpowiedzialni za nasz dzisiejszy stan bezbronności wobec zakusów Sanhedrynu.
 
X. Korniłowicz po powrocie z Fryburga (to tam założył charystów) tworzył wspólnoty ekumeniczne złożone z wszelkiej maści schizmatyków, heretyków, masonów z YMCA, talmudycznych Żydów, etc.. Jedną z najbliższych jego współpracownic była - wspomniana przeze mnie kilka dni temu - Zofia Steinberg (znana później jako s. Katarzyna z Lasek, ochrzczona przez x. Korniłowicza 23 marca 1926 roku, gdy miała 28 lat). To właśnie jej wypowiedź z 1977 roku będzie podstawą do moich krótkich rozważań: "Dziś [...] przyszło mi (nie pierwszy raz) na myśl, że Matka Boska Częstochowska, skoro jest Królową Polski (nie nazywa się Królową Polaków, tylko Polski) – to i tych wszystkich, którzy przeszli przez Polskę, mieszkali, zmarli, zginęli, mieszkają – a więc i wszystkich zamordowanych Żydów, i tych, co wyemigrowali do Ziemi Świętej, do Izraela, i tych, co musieli wyemigrować w 1968 roku, a od 1968 i tych, co zostali i czują się Żydami".
 
Wypowiedź ta akcentuje dwie kwestie. Po pierwsze s. Katarzyna błędnie utożsamia NMP Królową Polski z Matką Boską Częstochowską. Wszak Ta z jasnogórskiego obrazu jest tylko jedną z wielu egzemplifikacji tej samej Świętej Osoby. Matkę Boga a naszą Królową czcimy w bardzo wielu różnych Jej wizerunkach, mniej lub bardziej znanych. Niemożliwe, by katolicka zakonnica nie miała o tym pojęcia. Skoro jednak użyła takich a nie innych słów, musiał mieć ku temu ważny powód. Jaki?
Kwestia druga: zaakcentowanie związku żywiołu żydowskiego z Matką Boską Częstochowską. Rzecz jasna Bogarodzica jest Królową wszystkich ludzi. Dlaczego jednak dokładnie wskazana Ta z Jasnej Góry miałaby być szczególną patronką narodu, którego religia wyjątkowo brutalnie poniewiera Jej imię?
 
Aby na te pytania umieć odpowiedzieć, musimy przenieść się do drugiej połowy XVIII wieku i poznać działalność Jakuba Franka, Żyda, prekursora współczesnych Lasek. Otóż jego ideą fix było utworzenie na ziemiach polskich królestwa żydowskiego, a drogą do tego miały być masowe pozorowane nawrócenia jego współziomków na katolicyzm. Długo udawało mu się zwodzić Polaków, ale w końcu podwinęła mu się noga i został skazany na uwięzienie w jasnogórskiej twierdzy, gdzie spędził trzynaście długich lat. Tam dokonał niebywałego "odkrycia": doszedł do wniosku, że wizerunek, w którym katolicy czczą Najświętszą Maryję Pannę nie uosabia Matki Jezusa Chrystusa, ale Szechinę, ważną postać rodem z wierzeń żydowskich.
 
W tym miejscu muszę uczynić istotną dygresję. Religia żydowska z różnych powodów nie jest jednolita. Łatwo zauważyć w niej wiele doktrynalnych kolizji. Transcendentna rzeczywistość przybierać może wielostronne oblicza, a tak samo nazywane jej elementy składowe otrzymują sprzeczne rozwinięcia filozoficzne. Mówiąc kolokwialnie: kupy się to wszystko nie trzyma. Żydzi jednak tym nie przejmują się. Mało tego. Uczynili z tego swoją siłę, gdyż całą aksjologię wynikającą z tej nieskładnej religijności mogą interpretować dowolnie, w zależności od tego, co będzie dla nich najbardziej korzystne w danych okolicznościach. Ta nieprecyzyjność i brak jednej autorytatywnej duchowej linii przywódczej pozwala im umiejętnie wyślizgiwać się z przeróżnych opresji i ogrywać adwersarzy.
 
Tak samo sprawy mają się z Szechiną. Narracja o niej jest uzależniona od konkretnej szkoły rabinicznej. Nie wchodząc w szczegóły często obciążone gnozą kabalistyczną można stwierdzić, że dla Żydów Szechina była żoną boga (żeńskim boskim pierwiastkiem, czasem formą bożego schronienia), która opuściła go po zburzeniu Drugiej Świątyni Jerozolimskiej i odtąd pielgrzymuje po świecie wraz z diasporą. Tam, dokąd trafiają Żydzi, trafia i ona, będąc ich czułą orędowniczką. Skoro zatem Żydzi przywędrowali do Polski, to również tutaj zawitała Szechina. Jakub Frank rozpoznał ją w jasnogórskim obrazie, wywołując aplauz swoich zwolenników. "Na tej nowej górze Syjon, schowana pod malowaną deską, obrazem, jest Panna"; Polska jest krajem uwięzienia Szechiny, Boskiej Obecności w świecie, i to tutaj Szechina wyjdzie z więzienia, by uwolnić cały świat".
Wróćmy teraz do siostry Katarzyny z Lasek. Jakże nowego wymiaru w świetle tej garści informacji nabiera jej wypowiedź o Żydach i Matce Boskiej Częstochowskiej! Tak naprawdę mówi ona o Szechinie, będącej pierwiastkiem bożym i zarazem królową ziemi, na którą wygnani Żydzi (casus 1968 roku) powrócą i założą swoje państwo. Mamy więc w Polsce do czynienia ze skrywanym konfliktem o charakterze transcendentalnym: jednym obiektem kultu niezmiernie ważnym dla dwóch konfliktujących się na wszystkich poziomach systemów religijnych (i etnicznych). Dla niniejszych rozważań ważna jest jeszcze jedna konstatacja: systemowe zwalczanie przez Sanhedryn polskiej maryjności, z jednoczesnym podkreślaniem wagi Jasnej Góry. Tematowi temu podporządkowałem swoją broszurę pt. "Kto się boi Królowej Polski?" i szczegółowo zainteresowany tymi procesami czytelnik może do niej zajrzeć. Tu przypomnę tylko o fałszywym odrodzeniu zakonu marianów i torpedowaniu przez Episkopat prób jego rzeczywistej reaktywacji, o wyciszaniu i manipulowaniu pamięcią o Intronizacji Lwowskiej, o uwięzieniu lwowskiego obrazu Matki Bożej Łaskawej, o tzw. ślubach jasnogórskich, czy o zastanawiających perturbacjach parafii w Rokitnie. Od razu zaznaczam: Jasna Góra to dla mnie miejsce święte i w żadnym razie moją intencją nie jest jego deprecjonowanie. Zwracam tylko uwagę na zaskakującą niesymetryczność w narracji Sanhedrynu wynikającą z faktu, że w Częstochowie on czci Szechinę i - z jakichś powodów - chce, by to samo czynili Polacy.
Nie wiem, skąd bierze się to żydowskie przeświadczenie, że katolicy przybywając do jasnogórskiego sanktuarium mimowolnie hołdują Szechinę. Znam osoby próbujące to wytłumaczyć. Otóż twierdzą one, że w czasie długoletniego przebywania w paulińskim klasztorze Jakub Frank miał wystarczająco wiele sposobności, by cudowny wizerunek "potraktować" kabalistycznie, np. dołożyć coś niewielkiego, ale okultystycznie znaczącego do sukni Matki Boskiej. Swoją drogą za kontynuację takich zabiegów można by uznać współczesne "ubogacanie" stroju Bogarodzicy np. fragmentem samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem.
 
Zagadka goni zagadkę, gdy w takim kontekście chcemy zinterpretować relacje x. Stefana Wyszyńskiego z Jasną Górą. Pamiętajmy, że jest on wychowankiem obu założycieli stowarzyszenia charystów, czyli x. Korniłowicza i x. Antoniego Bogdańskiego. Ten pierwszy pilotował jego eklezjalną karierę od seminarium we Włocławku, pobyt w Laskach, aż po prymasostwo uzyskane w tragicznych wręcz okolicznościach (tajemnicze śmierci prymasa Hlonda i bp. Łukomskiego). Z kolei ten drugi (również profesor włocławskiego seminarium) już w 1938 r. uprzedził x. Wyszyńskiego, że niedługo stanie on na czele Kościoła w Polsce. Bardzo rzadko oficjalne piśmiennictwo poświęcone x. Wyszyńskiemu wspomina jego dziwne przyzwyczajenie. Oddajmy głos ksiądzu prałatowi Hieronimowi Goździewiczowi - kapłanowi diecezji gnieźnieńskiej a zarazem kierownikowi Sekretariatu Prymasa Polski: "Ksiądz Prymas jadąc do Rzymu zawsze zabierał ze sobą naturalnej wielkości kopię główki Matki Bożej Częstochowskiej, co zwróciło uwagę nawet dziennikarzy. Kopia była zamówiona specjalnie u wybitnego artysty prof. Torwirta z Torunia i stała zawsze na osobnym stoliczku obok ołtarza w domowej kaplicy prymasowskiej". Prawdę mówiąc nigdy nie spotkałem się z taką formą kultu Maryjnego w wizerunku ograniczonego do kobiecej głowy. Słyszałem natomiast o takim portretowaniu Szechiny. Przesadzam? Być może. Znaczącej pikanterii dodaje tu jednak fakt, że twórca tej głowy, czyli Leonard Torwird, w czasie okupowania Wilna przez wojska litewskie i Armię Czerwoną (lata 1939-1941) pracował w... teatrze żydowskim. Jeśli - jak sam zaświadczał - miał korzenie szwedzkie, to czy za żydowskich rządów ktokolwiek zgodziłby się na zatrudnienie go w tak hermetycznym środowisku?
 
Wątku Torwirda na tym zakończyć nie możemy, wszak to on został wyznaczony przez x. Wyszyńskiego do sporządzenia kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, która miała peregrynować po polskich parafiach. I w tym miejscu naszych rozważań znów narzucają się niepokojące skojarzenia. Wszyscy pamiętamy fakt "zaaresztowania" obrazu przez komunistyczną bezpiekę, ale mało kto stara się merytorycznie wytłumaczyć to wydarzenie inaczej, niż chęcią zakłócenia obchodów milenijnych. Mi jednak zaskakująco wiąże się ono z narracją Jakuba Franka o Szechinie: uwięziona wyjdzie na cały świat. Zatrzymana przez milicję, potem wypuszczona i peregrynująca wraz z Polakami po... żydowskiej ziemi. Frankowe proroctwo wypełniło się w obliczu zaskakującego (przynajmniej dla większości z nas) sojuszu komunistycznego tronu i modernistycznego ołtarza, a zatem dwóch masońskich przybudówek będących preambułą do rządów Sanhedrynu. Pozostała część żydowskich wierzeń związanych z Szechiną wypełnia się na naszych oczach i przy naszej biernej postawie.
 

Comments